sobota, 2 czerwca 2012

Niebieskie - wcale nie takie paskuctfo ;)

Skończyłam!

Skończyłam dziergać chustę 29 maja, czyli jednak zawzięłam się mocno. 
Jest całkiem ładna, wyszła wieeelka - zajmuje na szerokość prawie całą wersalkę.


Ponieważ jest w niej mnóstwo akrylu, to nawet nie będę blokować.
Podoba mi się taka, jaka jest.
A że ostatnie dni są takie zimne, to znakomicie sprawdza się w roli bolerka/ogrzewacza/kamizelki: jednego dnia poszłam w niej do pracy, okutana jak bretońska wieśniaczka, czyli końce skrzyżowane na biuście i zawiązane z tyłu, na plecach, dziś opatuliłam się po prostu dookoła szyi.
A najpiękniejszy ma kolor :)
No! Jestem całkiem zadowolona z siebie.


Zostało z pół motka włóczki - dorobię jakąś czapkę, zwłaszcza, że z pobieżnego przeglądu zapasów wyszło mi, że mam zupełnie podobny kolorystycznie moher, nieco jaśniejszy. Można będzie przerabiać je w 2 nitki. I będzie cieplej, bo cienka czapka to nie to.
Nawet znalazłam na Ravelry pasujący wzór, już wydrukowałam, wkrótce zaczynam robotę.
Oczywiście - przydałyby się także rękawiczki, takie z dłuuugim mankietem, albo mitenki z tym samym wzorkiem z liści.  To ja się jeszcze nad tym zastanowię...

1 komentarz:

  1. Baaardzo fajna! Gratuluję szybkości :)
    I już się nie mogę doczekać, kiedy ją zobaczę na żywo...

    OdpowiedzUsuń