poniedziałek, 27 lutego 2012

Dla Mamuci

Dla Mamuci  też popełniłam czapkę tej jesieni/zimy. Oraz mitenki. Według pomysłu własnego w całości.

Szanowna Maman przyjechała do mnie jakoś tak pod koniec października i zapytała, czy nie zrobiłabym jej jakiej czapki na zimę, bo ma jakąś archiwalną beżową włóczkę na stanie i nawet wzięła ja ze sobą.
No włóczka może i fajna... ale taka nudna. Dla starszej pani, z siwymi włosami i raczej bladą cerą - wprost idealny zestaw... Na dodatek to straszna cienizna, absolutnie nie na czapkę zimową.
To wykorzystałam swoje bogate zapasy i znalazłam coś nieco bardziej żywego kolorystycznie. Też jakaś włóczka sprzed 13 lat z Zakopanego, w cieniowanych kolorkach późnojesiennych pól i łąk - rudawy, złotawy, beż, jasny brąz. Dość gruba, dość ciepła, chyba z wełną. Mocno sprężysta. Producent nieznany absolutnie.


Wzór był prosty - po 8 rzędów ściągacza 2x2, potem po 4 rzędy ściegiem francuskim, druty nr 3. I tak do samiuśkiego końca. 

W górnej części czapki i mitenek wykorzystałam maminy beż, skoro tak bardzo go chciała.
Mitenki były lekko zwężone na wysokości obwodu nadgarstka. Zostały zrobione prosto i zszyte od wewnętrznego brzegu - z pozostawieniem otworu na kciuk. Otwór ten obrobiłam jednym rzędem słupków podwójnie nawijanych.




Czapka jest robiona tym samym wzorem, co mitenki, bo się łatwo i fajnie liczyło.
Górna część - z beżowej włóczki podwójnie robionej. Ostatnie rzędy - na gładko prawymi oczkami.  
Ku ozdobie dodałam kwiata wykonanego na szydełku. Pomysł również własny. 

niedziela, 26 lutego 2012

Czapka i mitenki dla Joli

Dla mojej osobistej przyjaciółki zrobiłam mitenki, żeby się  jej dobrze fotografowało jesienią, a do kompletu dodałam ciepłą czapkę.
Kolor miał być dowolny, byle ładne było. 
Ładną to miałam jak raz Puchatkę z Aniluxu, w pięknym ciemnofioletowym kolorze. Zdjęcie względnie wiernie oddaje kolor oryginalny, zresztą - inaczej wygląda to za dnia, inaczej w świetle żarówki.
Na całość zużyłam trochę ponad 1 motek, może półtora.
Mitenki robiłam na drutach nr 4 prosto, potem zszyłam z jednego boku, od strony kciuka. Ściągacz warkoczykowy, a powyżej obwodu nadgarstka, na spodniej stronie zwykły ryż, a na grzbiecie dłoni - kombinowany warkocz, tzn. jeden skręcany w prawo, drugi w lewo, obok siebie, 2x2 oczka. Dookoła dziurek na kciuk zrobiłam po 2 okrążenia słupkami.
Czapkę robiłam na drutach nr 4, potem na okrągłym drucie nr 3 -  wzór wymyśliłam sama - proste mini-warkoczyki, o szerokości 2 oczek, w co drugiej kolumnie mijające się "na zakładkę".
Dzięki temu wzór jest dość ścisły i rozłażenie się robótki, tak częste w moich dziełach, tym razem zostało zminimalizowane  ;)


Zszywałam ją potem szydełkiem, dzięki temu, że pierwsze oczka brzegowe zawsze zdejmuję z drutu na prawo, a ostatnie przerabiam na prawo, przy zszywaniu mam całkiem ładny "warkoczyk", dla mało wprawnego oka nie bardzo do odróżnienia od ściegu głównego.
A tu już zdjęcia z przyzwoitego aparatu, wykonane przez znacznie lepszego fotografa, czyli właścicielkę wyż wym wyrobów ;)






  

sobota, 25 lutego 2012

Granny crochet, czyli niemoc twórcza

Granny crochet to te kwadraciki z różnokolorowych włóczek, robione na szydełku jak babcine poduszki i narzuty. 
Podobały mi się od zawsze, ale leń we mnie uniemożliwiał dokończenie czegokolwiek wykonanego z nich. No, z jednym wyjątkiem, ale to był berecik z trzech takich, zrobiony najgrubszym szydełkiem i w jeden dzień. Małe formy dają się zrobić szybko i prosto.

Z dużymi jest niestety gorzej.
Z jedną taką rzeczą dużą walczę zawzięcie, aczkolwiek z przerwami od września 2010, kiedy to poszłam na zwolnienie z powodu schorzałych zatok. Przychodnia daleko, jedzie się dwoma autobusami, a przystanek przesiadkowy tuż przy pasmanterii. No to chyba jasne, że do niej zajrzałam.
A tu jak raz była przeceniona na 5 zł za motek, fajna, cienka ciemnozielona Peonia w kolorze dziwnym. W zależności od oświetlenia jest to zieleń, albo kolor błota, albo brąz, tak jakby...
No jeden z moich ukochanych odcieni, to chyba jasne, że musiałam ją wziąć, prawda?

Pomysł był zasadniczo taki, że to ma być luźny ażurowy tuniko-sweterek. Taki, że pod spód zakłada się cienki golf, albo koszulkę z długim rękawem. 
Zastanowiłam się, czy ma być prosto, czy może kwadraciki pójdą skosem. Wyszło mi, że jednak skosem ciekawiej. Poza tym, na skośne ułożenie to trzeba tylko 4 sztuki na szerokość. 
Do tej ciemnozielonej Peonii miałam taką samą włóczkę w kolorach powiedzmy... owoców leśnych - ciemny fiolet, śliwkowy, wiśniowy i wiśniowo-rudy. Te dwa ostatnie kolory praktycznie się nie różnią, ale trudno. Toż przecież nie spruję, jak już tyle narobiłam.

Takich kwadracików natargałam kilkadziesiąt i robotę porzuciłam gdzieś w listopadzie, bo była pora na aniołki, gwiazdki i inne szydełkowe drobiazgi choinkowe (o których innym razem).


Po czym ponownie wzięłam się za robotę latem. Ale coś mi się pozajączkowało, zapomniałam, którym szydełkiem robiłam i kolejne kwadraty cości jakby nie do końca rozmiarowo się zgadzały...
Po dodaniu jeszcze jednego okrążenia, słupkami pojedynczymi, a nie podwójnie nawijanymi rozmiar względnie się zgadza.



I teraz stoję z robotą i nie mam weny, jak to cholerstwo połączyć w jakiś sensowny układ... Bo jak rozmiar się zgadza, to ilość oczek jest inna - więc jak to pozszywać...
Poza tym trzeba by jeszcze jakieś rękawy dorobić. Na rękawy nie mam pomysłu jeszcze. 
A może zrobić z tego spódnicę, bo na tyle już jest kwadracików, pozszywać je skosem i tylko dać podszewkę, żeby nie prześwitywało???

HELP!!!

piątek, 24 lutego 2012

Makówka

Makówka, czyli czapka wzoru Poppy jest jedną z obowiązujących w internecie. To ja też, ja też!!!

Na dodatek włóczki cieniowane, które od zawsze były moją wielką miłością, też są teraz popularne. 
A ja miałam taką fajną, w 3 zasadniczych kolorach: zgniła zieleń, dziwny granatowy fiolet i jakiś taki - ni to turkus, ni morski. Zresztą w świetle dziennym i pod żarówką są one całkiem inne.
Włóczkę kupowałam 13 lat temu w Zakopanem, bo zadziałał mój sroczy charakter. No musiałam mieć chociaż motek.
W pomroce dziejów zaginęła etykietka, więc włóczka jest nieznanego składu, wełnę ma na pewno, pracuje się na niej bardzo miło, ale jest mało sprężysta.


Czapkę robi się szybko, w ciągu 1 dnia roboczego przeciętnie sprytny do dziergania człowiek jest w stanie ją wykonać. 
Oczywiście pod warunkiem, że sobie narzuci w głowie jakąś dyscyplinę liczenia, w którym to miejscu teraz trzeba skracać rządek.



Robi się Makówkę bowiem całkiem po chińsku:
- nabiera się oczka na pół obwodu głowy;
- potem - z zastosowaniem rzędów skróconych - dzierga pracowicie segment po segmencie, oczkami prawymi, aż osiągniemy pokrycie całego czerepu; 
- nowy segment zaczyna się rzędem oczek lewych (po pierwszym segmencie już jest łatwiej liczyć);
- a następnie z brzegu początkowego nabiera się oczka, dołącza do tych na drucie i wszystko razem przerabia na okrągło, jako obwód dolny czapki, do żądanej wysokości. 
Można zwykłym ściągaczem, ładnie wygląda też ściągacz z oczkami przekręconymi. Tutaj akurat są proste prawe i lewe.




Wykończeniem jest kwiot na boku.  Nie jest może szczególnie udany, ale co mi tam...

Ten mój jest z JAKIEJŚ szenili, wściekle turkusowo-niebieskiej. Kocham szenilę za aksamitny dotyk i nienawidzę za opory w robocie... :D Środkowe kółko z Kocurka. 


Z drugiego, "gołego" boku widać za to, jak układają się i zbiegają rzędy skrócone.


A te gruzełki to miejsca owijania nitką i skracania rzędów właśnie.


Popełniłam już kolejną Makówkę, dla koleżanki, ale nie mam na razie jej zdjęć - jeśli będą, to też zamieszczę.

Jakby co, to kolczyki też czasem umiem zrobić ;)

To wynik pracy dwóch osób w pewne marcowe popołudnie zeszłego roku.
Mojej - jako autorki kolczyków oraz ich właścicielki, która to wszystko pięknie fotografowała.
Ileż miałyśmy zabawy z właściwym ustawieniem aparatu, tak, żeby nie było zbyt dużo odblasków na szkle, jakoś względnie wiernie uchwycić kolor, bo nam ciągle aparat kłamał, nie ostrzył itp.

Te są z niebieskich szklanych kostek z metalowymi paciorkami i szklanych malutkich rurek, na lince jubilerskiej 0,38 mm.



Właściwie wszystko, co robię, nawlekam na tę linkę - nie pęka, nie ma obawy, że się rozerwie, a biżu poleci nam w drebiezgi, gdzieś w szpary i kątki...


A te są wiosenne, kwiatkowo-liściaste, jest tu i masa perłowa, i zwykłe szklane paciorki, i listki, i kwiatki szklane, i koraliki millefiori, i rureczki.




Ślimaczy mi się całkiem szybko :)

Jako wierna fanka licznych blogów robótkowych postanowiłam i ja zrobić coś, co jest modne, na topie i en vogue, a jednocześnie nada się jako zaległy prezent gwiazdkowy dla mojej siostry.
Bo jesienią kupiłam coś w kolorach ab-so-lu-tnie prze-pięk-nych, czyli włóczkę Red Heart Bella, w cieniowanych odcieniach od pomarańczowego, przez złoty, brąz, czerwień do śliwkowego - taka piękna ciepła jesień.
I na dodatek jest to czysty, żywy akryl, czyli coś, co mojej ulubionej, silnie alergicznej siostrze nie powinno szkodzić. Przeprowadziłam na niej próbę biologiczną - motek przyłożony do wrażliwej szyi nie drapał, kolory się też spodobały.
Ale sama włóczka trochę za cienka na ciepłe zimowe odzienie. Szukałam czegoś, z czym można by ją połączyć i wybór padł na Puchatkę nieodżałowanego Aniluxu. Piękna, gruba, ciepła i też nie gryzie, 100% akryl.
Znalazłam ciemny fiolet, ciemny brąz, śliwkowy i wściekle pomarańczowy. W przepastnych czeluściach moich szaf i szuflad ;)
Bo w sklepach prawie wcale już nie ma... A szkoda.
Czyli włóczka niegryząca, zimowa i w kolorach właściwych już była.

Szybki przegląd całego internetu nasunął mi pomysł na czapkę-ślimak.

Opisu nie podaję, bo jest wszędzie dostępny. Ogólnie - robi się toto skosem, jako równoległobok i ściąga jeden z boków. To ściągnięte to góra czapki. Paski wychodzą skośnie.

2 wieczorki po pracy, druty nr 4 i jest całkiem fajny efekt.
Oto ona
Początek robótki:

 Przybywało dość  szybko
Ślimaka zakończyłam, przerabiając oczka na drucie razem z tymi z dolnego brzegu - ktoś, kto się nie zna, nawet nie zauważy, gdzie ten niby-szew jest.


Można ją nosić na obie strony. Na prawej wypukłe żebra z lewych oczek podkreślają jednokolorową grubą  Puchatkę.
Cieniowana Bella chowa się w bruzdach.
Po lewej stronie "żebra" są ze znacznie cieńszej Belli, za to widać cieniowanie. A na czubku są nitki  brzegowe, które zostawiałam dość długie przy zmianie kolorów - po związaniu na supełki powstało z nich coś na kształt chwościka, bo pomponem tego nie nazwę :D
A to już gotowy produkt :)


Teraz pora na szal do kompletu - ale to już chyba na nową zimę, bo coś ptaszki ćwierkają, że ta się pomału kończy...

Proszę o wybaczenie za jakość zdjęć, ale to i tak cud, bo robione komórką.

środa, 22 lutego 2012

Bo najtrudniej to jest, proszę Państwa, zacząć...

No dobra...
Kazali mi założyć bloga i wrzucać tu różne pomysły.


No dobra...
To się posłuchałam.

Ale idei przewodniej tego bloga nie mam zbyt dobrze dopracowanej, więc ewentualni Czytelnicy i Czytelniczki - wybaczcie skromne początki, nieuniknione potknięcia i błędy.
Z czasem rozkręcę się niewątpliwie. 


A o czym tu będzie?
O różnych cudach, co się trafiają - a to jakąś czapkę skończę, albo drobiazg na szydełku.





A to fotkę ładną uda się pstryknąć i zechcę się nią podzielić z Wami. 


A to kolejne piękne zdjęcie Antosia zrobię (albo i Gacka ;))




Albo pokonam wrodzone lenistwo i coś jadalnego upichcę...




A najczęściej o wszystkim po trochu.