O szaliczku, który popełniłam w zeszłym roku.
Skończyłam go jakoś w maju 2015 - ale najpierw nie było sytuacji, żeby obfocić w warunkach naturalnych, potem coś mi stanęło na przeszkodzie w publikacji zdjęć, ale skoro się rozpędziłam z blogowaniem, to i ten udzierg pokażę.
Szal był dziergany w dwie nitki.
Jedna nitka to ciemnofioletowe, cieniutkie Merino Lace, wygrane kiedyś na jubileuszowym, dwusetnym Spotkaniu Sobótkowym Online.
Moteczki dotarły do mnie w takim stanie, piękne, fioletowe, miękkie i w sam raz na cudną, delikatną ażurową chustę z koralikami... Taka elegancka miała być, "na wyjście"...
Ale Antek chyba był innego zdania, dorwał się do nich pod moją nieobecność i trochę poużywał... Z tak zborsuczonych motków nie za bardzo dało się coś zrobić, bo poprzegryzał nitkę w wielu miejscach... Ghrrr...
Dlatego plan zagospodarowania wygranej uległ istotnym modyfikacjom - nie zostało nic innego, jak połączyć ten zmasakrowany fiolecik z czymś innym.
Ta druga nitka to moher z jedwabiem, różne resztki z szydełkowego szala dla Sister.
Zaczęłam w listopadzie 2014, dłubałam go długo, chyba ze 4 miesiące, jak nie lepiej, nosząc się z nim wszędzie:
w autobusie w drodze na spotkania robótkowe:
na pedikiurze:
w czasie przerwy w pracy:
Wzór zygzakowy to chevron, najprostszy z możliwych: w rzędach nieparzystych - 4 o.p., narzut, 1 o.p., narzut, 4 o.p., 3 o. razem na prawo - i tak do końca rzędu, na brzegach: początek rzędu - 3 oczka prawe a potem 2 o.p. razem, na końcu - 4. i 5. oczko od końca razem na prawo, 3 ostatnie oczka na prawo; w rzędach parzystych - wszystkie oczka prawe jak w ściegu francuskim (garter).
Zużyłam niemal wszystko, co zostało z szala dla Siostry, zostało jedynie jakieś 30 cm ciemnoróżowego moheru i mały kłębuszek merino, nie starczyłoby tego nawet na kolejny rządek. Szal ma w swobodnym zwisie co najmniej 1,80 m.
Wyszedł mi fajnie, zaprawdę, powiadam Wam.
Mięciutki, delikatny, miziasty, kolorowy i śliczny!
Bardzo miły i delikatny w dotyku.
Naprawdę mi się podobał - aż było mi troszeczkę żal, że to obiecany, na prezent dla Królowej Margott, a nie mój... Tylko troszeczkę ;)
Ale może i dla siebie coś takiego kiedyś zrobię, zwłaszcza, że tanieją znowu moherki z jedwabiem u Dropsa :)
Skończyłam go jakoś w maju 2015 - ale najpierw nie było sytuacji, żeby obfocić w warunkach naturalnych, potem coś mi stanęło na przeszkodzie w publikacji zdjęć, ale skoro się rozpędziłam z blogowaniem, to i ten udzierg pokażę.
Szal był dziergany w dwie nitki.
Jedna nitka to ciemnofioletowe, cieniutkie Merino Lace, wygrane kiedyś na jubileuszowym, dwusetnym Spotkaniu Sobótkowym Online.
Moteczki dotarły do mnie w takim stanie, piękne, fioletowe, miękkie i w sam raz na cudną, delikatną ażurową chustę z koralikami... Taka elegancka miała być, "na wyjście"...
Ale Antek chyba był innego zdania, dorwał się do nich pod moją nieobecność i trochę poużywał... Z tak zborsuczonych motków nie za bardzo dało się coś zrobić, bo poprzegryzał nitkę w wielu miejscach... Ghrrr...
Dlatego plan zagospodarowania wygranej uległ istotnym modyfikacjom - nie zostało nic innego, jak połączyć ten zmasakrowany fiolecik z czymś innym.
Ta druga nitka to moher z jedwabiem, różne resztki z szydełkowego szala dla Sister.
Zaczęłam w listopadzie 2014, dłubałam go długo, chyba ze 4 miesiące, jak nie lepiej, nosząc się z nim wszędzie:
w autobusie w drodze na spotkania robótkowe:
na pedikiurze:
w czasie przerwy w pracy:
Wzór zygzakowy to chevron, najprostszy z możliwych: w rzędach nieparzystych - 4 o.p., narzut, 1 o.p., narzut, 4 o.p., 3 o. razem na prawo - i tak do końca rzędu, na brzegach: początek rzędu - 3 oczka prawe a potem 2 o.p. razem, na końcu - 4. i 5. oczko od końca razem na prawo, 3 ostatnie oczka na prawo; w rzędach parzystych - wszystkie oczka prawe jak w ściegu francuskim (garter).
Zużyłam niemal wszystko, co zostało z szala dla Siostry, zostało jedynie jakieś 30 cm ciemnoróżowego moheru i mały kłębuszek merino, nie starczyłoby tego nawet na kolejny rządek. Szal ma w swobodnym zwisie co najmniej 1,80 m.
Wyszedł mi fajnie, zaprawdę, powiadam Wam.
Mięciutki, delikatny, miziasty, kolorowy i śliczny!
Bardzo miły i delikatny w dotyku.
Naprawdę mi się podobał - aż było mi troszeczkę żal, że to obiecany, na prezent dla Królowej Margott, a nie mój... Tylko troszeczkę ;)
Ale może i dla siebie coś takiego kiedyś zrobię, zwłaszcza, że tanieją znowu moherki z jedwabiem u Dropsa :)