środa, 31 października 2012

Into Deep Ocean

Gotowa!
Skończona :):):)
Zaczęta 15 października, dzisiaj zeszła mi z drutów. Oczy mię bolą, ręce zresztą też...

Zrobiona ze 100% wełny estońskiej, kolor aqua, 800 m/100g. Miałam chyba 154 gramy i robiłam podwójną nitką. 
Ponieważ jest stały układ kolorów: ciemny granat (typu teal) - jakiś taki zgaszony turkus - czysty jasny turkus - średnio jasny czysty błękit - jasnoszafirowo-szary (wpadający znienacka w liliowy) - szarogranatowy, to przy przerabianiu razem jednej nitki wyciąganej ze środka, a drugiej z wierzchu kłębka wychodził mi interesujący melanżyk. Właściwie tylko na odcinku najciemniejszej włóczki kolory obu nitek się spotykały, co widać na załączonym obrazku. 
Włóczka jest chyba minimalnie cieńsza niż w zielonej chuście, mniej nasycona lanoliną, fajna.
Mnie nie gryzie - chyba się przyzwyczaiłam.
Wzór - moja duuuuża modyfikacja Multnomaha:
- konstrukcja podobna jak zielonej brokułowej, czyli początkowa trójkątna część i pas z 5 oczek między środkowymi narzutami robione ściegiem francuskim.
- zastosowałam inny wzór w części zasadniczej - takie jakby kłosy, oddzielone paseczkami z trzech lewych oczek.
- ostatni, zamykający rządek przerobiłam z podwójną cieniutką srebrną nitką.
Tu w całości - właśnie schnie i blokuje się:
Chusta miała być prezentem dla mojej przyjaciółki, ale kiedy zobaczyła, jak wygląda ta sama włóczka w odcieniu "rusty", to zaświeciły jej się oczy i zdecydowała, że ma być RUDO.
Tutaj jeszcze w paśmie:

A tu grzecznie zwinięte na motek, co zrobiłyśmy dzisiaj, dzięki uprzejmości koleżanek blogujących, Terry i K., które pożyczyły sprzęt do przewinięcia włóczki (bardzo Wam, Dziewczyny, dziękuję):
Prawda, że ładne zestawienie z piaskowym kolorem SAND?
W związku z tym na razie chustka oceaniczna jest bez przydziału.
To znaczy... znam jednego takiego, który chętnie by się nią zaopiekował :D 

A ja jutro zaczynam Rudzielca, ale jeszcze pomysł  krystalizuje mi się w głowie - główne wytyczne już mam, tylko ciut dopracować projekt :)

sobota, 27 października 2012

Wełna jest zdrowa i przyjemna

A ja mam właśnie kompletnego hopla na temat wełny estońskiej :D:D:D
Jak już odkryłam, jaka ta włóczka jest fajna po praniu i że mnie wcale aż tak nie gryzie, to się rozkręciłam.
Koty też ją doceniają - chyba miło się śpi na wełnianym, naturalnym włóknie :D
I Gacku się nadała...
Zdecydowanie: "to je Gackowe!"
Ma chłopak coś ciepłego na zimę :D
I Antosiowi się też podoba:
Teraz robię kolejną chustę, tym razem w kolorach wodno-oceanicznych. 
Bardzo ładna jest ta włóczka - ale dopiero w robótce widać cały jej urok. Na kłębku była taka sobie... Odcienie przechodzą od ciemnogranatowo-turkusowego, przez szaroszafirowy, kolor określany jako cornflower, dość jasny błękit, aż po jasny turkus, jak morze w Chorwacji na płyciznach. Bardzo morsko-adriatyckie kolory - na Ravelry nazwałam chustę "Into Deep Ocean":)
Ta chustka jest, podobnie jak zielona poprzedniczka, dziergana podwójną nitka, ale włóczka jest lepiej skręcona, nie rozłazi się - jest też chyba ciut cieńsza. 
Powstaje na bazie poprzedniego projektu, ale jeszcze bardziej zmodyfikowanego. Ten egzemplarz jest dla mojej przyjaciółki, ma być "taka jak moja", ale nie chciałam, żeby było identycznie, więc poszukałam czegoś podobnego, a równie ładnego.
O, taki wzorek dałam zamiast mojej wersji "pawich oczek/feather and fan" - jakby kłosy, co zresztą nawiązuje do jej nazwiska ;)
Udzierg - stan na poniedziałek. Dziś jest już znacznie więcej, choć znowu prułam, bo łatwo się pomylić - na szczęście tym razem mniej błędów narobiłam. No i koncepcja już była ustalona, więc było mi łatwiej, nie musiałam się zastanawiać, jaki wzór będzie lepszy.
Aktualnej fotki nie ma, bo chusta jest już za duża, żeby dało się ją rozłożyć na całą żyłkę, ale już tylko jakieś 10 cm mi brakuje w wysokości, żeby osiągnąć rozmiar zielonej. 

* * * *   >^..^<   * * * *   >^..^<   * * * *  
A skoro tak dobrze mi z wełną estońską, to już następne kłębki czekają - też kupione u Gosi-Samosi na Allegro. Przyszły pocztą wczoraj. Oba 800 m w 100 gramach.
Piaskowa, czyli kolor sand - jak nie jestem fanką beżu, to ten zestaw mi się bardzo podoba. Śliczny jest zwłaszcza odcinek beżowej włóczki z cieniuśkim czarnymi niteczkami. Całkiem jak piaseczek:
Ponieważ było jej mało, tylko 110 g, w e-dziewiarce dokupiłam jeszcze taką samą ilość w kolorze rusty - rdzawym i czekam na pana listonosza. Ciekawa jestem, jakie będą te odcienie w rzeczywistości... Chyba też będzie melanż z obu włóczek.

Druga włóczka od Gosi-Samosi, którą dostałam wczoraj, to cieniutka tęczowa - tej jest dużo, 175 gramów. Będzie z pojedynczej nitki.
 Mina Antosia jest jasna - to co mi z tego zrobisz?
A z tego to poproszę coś w paski: 
Gacka to chyba znuuudziło... 
Aż sobie ziewnął serdecznie.
Po czym przysnął sobie kocina w słoneczku.
Antoni też śpi jak dziecię...
Oba śpimy, teraz na lewym boczku:
A ja mogę dziergać dalej... A śnieg -pada...




piątek, 12 października 2012

"Puszcza Knyszyńska"? a może "Brokuł"?

Popełniłam kolejne dzieło!!!
Chustę ze znakomicie gryzącej wełny estońskiej, w jedynych właściwych kolorach, czyli zielono-zielonych.

Kupiłam jeszcze wiosną taką cieniznę, 800 m/100g. Wełna gryzie, pachnie lanoliną, jest zresztą od niej aż tłusta - nie trzeba kremu do rąk :D
***
Miałam kilka pomysłów, co z tego będzie - zaczynałam od wzoru Violettes et Muscaris, ale poległam już w okolicach 17 rzędu, kiedy pojawia się we wzorze takie całkiem punkowskie "OI", którego nie zrozumiałam. Sprułam... Zwłaszcza, że ta cienizna pojedynczo jest strasznie rozłażąca. 

Potem zaczęłam coś tworzyć samodzielnie, jakiś taki prosty wzór, z ażurami, ale nie podobało mi się.  Sprułam...
W końcu doszłam do wniosku, że wzór pt. Multnomah będzie w sam raziczek.
Dość fajnie rozwiązana kwestia oczek środkowych - ten pas z kilku oczek francuzem spodobał mi się.
No i ten śliczny falisty wzór, który tak lubię, znany jako pawie oczka, paprociowy, albo "Feather and Fan" - jest idealny na włóczki, gdzie są zmienne kolory.
Niestety musiałam robić z podwójnej nitki, wyciąganej jednocześnie ze środka i odwijanej z wierzchu motka.  Zaczęłam robić na 4-kach. Wyglądało paskudnie. Sprułam...

Zaczęłam na trójkach, ale jednocześnie miałam jeszcze ideę, żeby pas środkowy zrobić szerszy niż w oryginale, dodając w linii centralnej jakiś liściowaty wzór, ale to jednak było "za dużo szczęścia w jednym flaku", jak mawia Mamucia. 

Byle jak wyglądało - no i co? no sprułam.  Sprułam...

Ale ostatecznie dokończyłam dzieło - wczoraj o 2 w nocy :)

***
Zrobiłam oczywiście po swojemu, modyfikując co nieco oryginał (między innymi dlatego, że dziergam chyba całkowicie po heretycku). 
Po pierwsze - chyba miałam o 2 rzędy mniej tej części gładkiej, ściegiem francuskim.
Po drugie - zamiast przerabiać 6 x po 2 oczka razem w tę samą stronę, a potem 6 x op. narzut, to przerabiałam tak:
- 2 razy po 2 oczka razem na prawo, ale na wierzchu drugie z pary 
- potem 3 oczka razem tak, żeby środkowe było na wierzchu,
- potem 2 x 2 oczka razem na prawo, pierwsze z pary na wierzchu.
- a następnie 5 razy *narzut, op.* i jeszcze 1 narzut.

W ten sposób ładnie mi się to naprzemiennie zbiegało ku centralnemu oczku i rozchodziło wachlarzykiem, który powstawał z narzutów.
Następne rzędy wzoru przerabia się gładko na lewo, prawo, prawo. I te 4 powtarza się. W oryginale chyba jest z 10 takich sekwencji, u mnie więcej - na ile starczyło nitki, a miałam jej niecałe 150 gramów.
Kolejną modyfikacją własną jest dodawanie kolejnych powtórzeń wzoru, w miarę jak poszerza się chusta. 
Gdzieś się machnęłam w dzierganiu wzoru, nawet widać, jak się dobrze przyjrzeć, że wzór zbacza, ale trudno, więcej już mi się nie chciało pruć...

To znaczy - tak na sam koniec też doszło do prucia. Bo zabrakło troszkę włóczki i mogłam zakończyć tylko pół chustki... Więc znów sprułam ze 2 rzędy.
Ostatnie rządki, tam, gdzie już jest ciemnozielona są przerabiane z miedzianą, metalizowaną nitką, którą Tatuś kupował mi jakie 20 lat temu na bazarze od Rosjan. Jak dobrze mieć skarby i zapasy :D
Fajniej to wygląda na żywo - flesz chyba nie pokazuje jak należy miedzi, a szkoda...

***
A skąd nazwa? 
Oryginalny Multnomah to miejsce w Oregonie, lesiste, z wodospadami i przepiękne, sądząc ze zdjęć. Autorce projektu tak się spodobało, że nazwała chustę od tamtych lasów.

A jak ja mogę nazwać swoją wersję? Z racji zamieszkania - Puszcza Knyszyńska? No bez przesady...
Jasne, że to Brokuł :D 
Wygląda całkiem tak samo, jak brokułowe różyczki, nieco tylko zblanszowane wrzątkiem. No dobra, to mam chustę brokułową :D
Tu jeszcze "surowa", przed praniem:

A tutaj już uprana, w trakcie blokowania - zdecydowanie bardziej miękka, chyba też mniej gryząca.
***
Chustka jest kolejną rzeczą, o której mogę zupełnie nieskromnie powiedzieć, że to jedno z najładniejszych dziergadeł, jakie udało mi się popełnić.
Pasuje mi do bransoletki...
i do ulubionych kolczyków:
***
A tu odbiorca gotowego wyrobu i główny kontroler jakości, Gacunio. Czarny kolor futerka zwykle źle wychodzi na zdjęciach, więc kocio rzadko pozwala się fotografować.
Ale skoro na początku października mieliśmy 3. rocznicę pożycia, to wręcz wypada zamieścić w pierwszym wpisie także portret kociego obywatela.
***
No dobra, to jeszcze na deser śpiący Antoś. Z rączkami do góry. Ten gość mnie totalnie rozbraja :D



czwartek, 11 października 2012

Wrzesień...

... proszę Szanownego Państwa minął. Zupełnie nie wiem, jak to się stało i kiedy.
Działo się w tym wrześniu trochę rzeczy mało fajnych: 
- wizyta z bolącą piętą u ortopedy, wykonana blokada nic nie pomogła, ostroga dalej boli, mogę chodzić tylko na obcasach, płaskie buty absolutnie niewskazane - więc latam jak ta aligantka w kieckach ;)
- na dodatek jakieś paskudztwo wyszło mi w kontrolnej mammografii (dziewczyny i chłopaki, badajcie się!!!), na szczęście okazało się, że nic strasznego, ale com się nadenerwowała, to moje - wizja wyłysienia po chemii mignęła mi także, przyznaję... 
***
Były też miłe wydarzenia, takie jak spotkanie robótkowe w Białymstoku - fajnie było zobaczyć się po wakacjach.
Tym razem było 1 września w kawiarni Akcent, gdzie podają smakowite picie całkiem pod kolor mojego aktualnego dzieła ;)
Niedzielę z kolei spędziłam na działce przyjaciółki w lesie - grzyby były, jabłka były, dynia była, jaszczurka całkiem tęczowa i cudne słońce:
A tydzień później - spotkanie forumowe w Stolicy i wizytacja w domu rodzinnym. 
Próbowałam też kosmetyki naturalnej na moich już całkiem długich włosach, którym lato i słońce niekoniecznie posłużyły. Możliwe, że podcinanie końcówek też powinnam przeprowadzać częściej...  Obczytałam się więc na forach i blogach tematycznych, zapomniałam prawie wszystkiego natychmiast, zbierałam się do tego jak pies do jeża, ale w końcu się skusiłam. 
Wnioski: olej kokosowy pachnie ładnie i robi dobrze w skórę, owszem, ale moje kudły mają go gdzieś ;) 
Za to olej rycynowy może nie pachnie jakoś szczególnie pięknie, ale ogólnie jest ok - włosy fajnie po nim błyszczą i są naprawdę gładkie. Będę powtarzać maseczki z niego, zwłaszcza, że tani jest:)
*****
Ale zakończenie września było najfajniejsze :)
W ostatni wrześniowy weekend, przepiękny, słoneczny, jesienny odwiedzili mnie znajomi, a że byli zmotoryzowani, to postarałam się pokazać im trochę naszych pięknych okolic - bo warto. Czasu nie było zbyt wiele, ale zrobiliśmy taki mały przegląd w pigułce ;)
W sobotę byliśmy nad Narwią, w okolicach zerwanego mostu:

Pojechaliśmy też na kładkę przez rzekę między Śliwnem a Kurowem. Niestety - kładka jest właśnie w remoncie i na ostatnich metrach nagle nie było już po czym iść. 
Za to ten szum trzcin... 
... i ostatnie niezapominajki...
 Kolorowe drzewa przy drodze:
Odwiedziliśmy też Tykocin - zwiedziliśmy miasteczko, obejrzeliśmy kościół, Synagogę, byliśmy na obiedzie w żydowskiej restauracji Tejsza (niestety, cymes to nie to... )
W niedzielę byliśmy z kolei w Supraślu, zobaczyliśmy Muzeum Ikon, połaziliśmy trochę nad rzeką, 

A tutaj widok znad rzeki na Pałac Archimandrytów, gdzie była b. ciekawa wystawa fotografii pt. "Orthodoxia".
To był naprawdę udany weekend, kolorowy, ciepły i spędzony w przemiłym towarzystwie... Poproszę częściej :)
*******
Oczywiście oprócz dziania się wydarzeń działy się też robótki. 
Ciągle niedokończony okrąglak pt. "Żuczek Gnojarek" (bo też tęczowy i wyglądam w nim na razie, jakbym miała pancerzyk). 
I nowa chusta z gryzącej wełny, która powinna nazywać się "Prujak" - do prucia (tak całkiem do zera) dochodziło wielokrotnie, ale myślę, że słusznie, bo jednak z pozytywnym skutkiem. 
I jeszcze jedna, bardzo prosta i bardzo ażurowa, z kolorowej mikrofibry, którą jednak sprułam, ale zdecydowanie zrobię ją od nowa na lepszych drutach.

A tu zamyślony Antoni w swoim ulubionym punkcie obserwacyjnym - na zakończenie września.
6.09 obchodziliśmy trzecią rocznicę naszego pożycia ;)