Nie mam pilnego zapotrzebowania na tysiące chust, ale kiedy zobaczyłam wzór na Darmutę, wiedziałam, że to mieć muszę.
Proponowana włóczka na ten szal to było coś gładkiego, jednokolorowego. No nawet fajnie wyglądały takie monochromatyczne. Na pewno nie robiłabym go z niczego melanżowego, pasiastego, czy w ciapki. Ten wzór byłby zginął w tym natłoku wrażeń, a szkoda, bo jest naprawdę piękny, starannie dopracowana jest i prawa, i lewa strona.
Właśnie ta lewa mnie szczególnie zauroczyła i zdecydowała o tym, że dołączyłam do wyzwania.
Ale jako totalna indywidualistka widziałam od razu, że tu powinna być tęczowa wełna estońska. Z tymi długimi przejściami kolorów :)
Szal zaczynałam w szpitalu, kiedy to musiałam się położyć na planowy zabieg podania osocza bogatopłytkowego - miało mi to pomóc w zrastaniu kości. Nie bardzo pomogło, jak się okazało... W dniu przyjęcia miałam mnóstwo czasu, rano przed zabiegiem też ;)
Nie marnowałam go zatem ;)
Zwłaszcza, że po zabiegu ortopedzi kazali mi rękę oszczędzać.
I pilnował, żebym za bardzo nie męczyła ręki ;)
Na pewno jednak nie mogłam dłubać na drutach tyle dużo, żeby wyrobić się w czasie przeznaczonym na pokazanie gotowego szala, zgodnie z zasadami wyzwania.
Szal kocham przeogromnie.
Za wzór. Za kolory. Za włóczkę. Za prostotę blokowania po upraniu.
Szal jest na tyle długi, że da się nim owinąć dwa razy wokół kołnierza i jeszcze zawiązać.
Dobrze też się zgrał kolorystycznie z czapką z estońskiej zielonej wełny, którą zrobiłam 4 lata temu i wciąż noszę, bo ulubiona.
Jestem z niego bardzo zadowolona. To naprawdę fajny wzór, świetnie i jasno rozpisany.
Zdjęcia plenerowe - jak zwykle niezastąpiona Jola, której serdecznie dziękuję w tym miejscu :)
Wszystko wygląda wzorowo, tzn Ty i szal oczywiście, kolory genialnie się układają
OdpowiedzUsuń