poniedziałek, 15 stycznia 2018

Z zaległości...

Chciałam Wam dziś pokazać sweter, który był pierwszą dużą rzeczą, jaką zrobiłam po złamaniu ręki. 

Miał być taki raczej na wiosnę/jesień, do codziennego noszenia, ewentualnie do pracy.
Czyli miał się prać dobrze i nie grzać za bardzo. Wybór padł na bawełnę, zwłaszcza, że jej w domu mi nie brakowało.
Kiedyś, chyba ze 4, może 5 lat temu kupiłam 13 motków włóczki Algarve w Biferno. Grubość 142 m w 50 g. Miało być tęczowo, ale po otwarciu pudełka z przesyłką przeżyłam lekkie rozczarowanie, bo kolory nie do końca odpowiadały temu, co widziałam na monitorze. Cisnęłam ją gdzieś w kąt i czekała na lepsze czasy. 
Aż wymyśliłam - jeśli połączę kolory z czarnym i zrobię ściegiem francuskim,  to po pierwsze będzie mi się fajnie robiło, bo to ścieg idealny do robótek na okrągło, a po drugie, te "nie_całkiem_takie_jak_chciałam" kolorki mają szansę zaistnieć na czarnym tle i zabłysnąć tęczą jak należy.
Miałam też sporo czarnej, równie archiwalnej Sonaty Aniluxu - bawełna 70% + wiskoza 30%, grubość 294 m/100 g. Taka w sam raz, nie za cienka nie za gruba. A co najważniejsze - o grubości bardzo zbliżonej do Algarve. No to połączyłam obie włóczki w nowym sweterku :) 
(tak, to wersja Pink Floyd dla robótkujących) 
Dziergałam go przez cały styczeń zeszłego roku, w trakcie turnusu rehabilitacyjnego - i czułam, jak te wszystkie masaże wodno-wirowe i ćwiczenia usprawniają mi łapkę i jak dobrze jest wziąć znów druty w rękę, po ponad 3 miesiącach przerwy!!!
Po wypadku - od września do grudnia - co prawda nic nie robiłam na drutach, ale pilnie śledziłam na FB, co tam w trawie piszczy, zwłaszcza w Dzianej Bandzie. Oglądałam różne cudeńka i zdecydowałam, że sweterek zrobię metodą "top down", czyli od góry na dół, z raglanowym rękawem. Bo takich było dużo na wzór ;)
Nie robiłam próbki... To herezja, ja wiem ;) Ale mierzyłam udzierg na bieżąco na sobie, czy jest ok ;) 
Oczywiście miałam asystenta i kontrolera jakości w jednym. Audyt był nieustannie ;)
Wymyśliłam, że będę dodawać po 1 oczku po obu stronach skosów, czyli po 8 oczek łącznie w co 2 okrążeniu. Dodawałam narzutem, żeby było luźno i ciut ażurowo. Zaczęłam od 112 oczek, na drutach 3.75 mm. Robiło się fajnie, bo zmiana co 2 okrążenia koloru włóczki powodowała, że nie była to nudna dłubanina morza identycznych oczek.
Okrążenia kolorowe robiłam na przemian - 2 takie same, po 1 z sąsiadujących kolorów, dzięki czemu ilość kolorowych paseczków zwiększyła się 2-krotnie.  Kiedy uzyskałam szerokość przodu i tyłu po 110 oczek i po 80 na każdy rękaw (razem 380 oczek :O), robótkę podzieliłam na tułów i rękawy. 
Tu jest podobny sweter, ale dla koleżanki, trochę większy niż mój - tak mniej więcej wygląda 500 oczek na drucie ;)

Od tego momentu jeszcze zrobiłam 8 barwnych pasków (czyli 4 nowe kolory), po czym zmieniłam druty na rozmiar 3. Rękawy robiłam samą czarną włóczką na 3 już do końca, a tułów - do talii, jakieś 10-12 cm. Potem, poniżej talii, ponownie robiłam na 3.75, dzięki czemu uzyskałam poszerzenie na biodra. Tył jest nieco dłuższy od przodu. Poza tym dolny brzeg jest nieco zaokrąglony - z użyciem rzędów skróconych. 
Tu widać te szczegóły - a także to, że nie dodawałam żadnych oczek na podkrój pach.
Rękawów nie zwężałam zbytnio, tylko gdzieś tak do wysokości łokcia, potem już robiłam na prosto. Długość rękawów to mniej więcej 7/8.
Ponieważ przesadziłam trochę z ilością oczek nabranych na początek, uzyskałam paskudny zwis z tyłu. Poprawiłam to przy pomocy szydełka - dekolt obrobiłam 2 okrążeniami półsłupków czarną, nieco elastyczną bawełną, chyba Nako.
Długo nie miałam okazji, żeby porządnie sfotografować sweterek, dopiero po roku doczekał się swojej fotosesji, w warunkach dość mroźnych - więc wybaczcie wygłupy i dziwne miny, ale to było pod koniec 2,5 godzinnego pozowania. 
Wszystkie udziergi zimowo-jesienne z całego roku postanowiłyśmy z Jolą obfotografować, korzystając z ładnej pogody i odrobiny słońca. Nic to, że jakieś -3 stopnie na termometrze i szron na trawie ;) 



 Rozgrzewka była niezbędna ;)

4 komentarze: