piątek, 12 października 2012

"Puszcza Knyszyńska"? a może "Brokuł"?

Popełniłam kolejne dzieło!!!
Chustę ze znakomicie gryzącej wełny estońskiej, w jedynych właściwych kolorach, czyli zielono-zielonych.

Kupiłam jeszcze wiosną taką cieniznę, 800 m/100g. Wełna gryzie, pachnie lanoliną, jest zresztą od niej aż tłusta - nie trzeba kremu do rąk :D
***
Miałam kilka pomysłów, co z tego będzie - zaczynałam od wzoru Violettes et Muscaris, ale poległam już w okolicach 17 rzędu, kiedy pojawia się we wzorze takie całkiem punkowskie "OI", którego nie zrozumiałam. Sprułam... Zwłaszcza, że ta cienizna pojedynczo jest strasznie rozłażąca. 

Potem zaczęłam coś tworzyć samodzielnie, jakiś taki prosty wzór, z ażurami, ale nie podobało mi się.  Sprułam...
W końcu doszłam do wniosku, że wzór pt. Multnomah będzie w sam raziczek.
Dość fajnie rozwiązana kwestia oczek środkowych - ten pas z kilku oczek francuzem spodobał mi się.
No i ten śliczny falisty wzór, który tak lubię, znany jako pawie oczka, paprociowy, albo "Feather and Fan" - jest idealny na włóczki, gdzie są zmienne kolory.
Niestety musiałam robić z podwójnej nitki, wyciąganej jednocześnie ze środka i odwijanej z wierzchu motka.  Zaczęłam robić na 4-kach. Wyglądało paskudnie. Sprułam...

Zaczęłam na trójkach, ale jednocześnie miałam jeszcze ideę, żeby pas środkowy zrobić szerszy niż w oryginale, dodając w linii centralnej jakiś liściowaty wzór, ale to jednak było "za dużo szczęścia w jednym flaku", jak mawia Mamucia. 

Byle jak wyglądało - no i co? no sprułam.  Sprułam...

Ale ostatecznie dokończyłam dzieło - wczoraj o 2 w nocy :)

***
Zrobiłam oczywiście po swojemu, modyfikując co nieco oryginał (między innymi dlatego, że dziergam chyba całkowicie po heretycku). 
Po pierwsze - chyba miałam o 2 rzędy mniej tej części gładkiej, ściegiem francuskim.
Po drugie - zamiast przerabiać 6 x po 2 oczka razem w tę samą stronę, a potem 6 x op. narzut, to przerabiałam tak:
- 2 razy po 2 oczka razem na prawo, ale na wierzchu drugie z pary 
- potem 3 oczka razem tak, żeby środkowe było na wierzchu,
- potem 2 x 2 oczka razem na prawo, pierwsze z pary na wierzchu.
- a następnie 5 razy *narzut, op.* i jeszcze 1 narzut.

W ten sposób ładnie mi się to naprzemiennie zbiegało ku centralnemu oczku i rozchodziło wachlarzykiem, który powstawał z narzutów.
Następne rzędy wzoru przerabia się gładko na lewo, prawo, prawo. I te 4 powtarza się. W oryginale chyba jest z 10 takich sekwencji, u mnie więcej - na ile starczyło nitki, a miałam jej niecałe 150 gramów.
Kolejną modyfikacją własną jest dodawanie kolejnych powtórzeń wzoru, w miarę jak poszerza się chusta. 
Gdzieś się machnęłam w dzierganiu wzoru, nawet widać, jak się dobrze przyjrzeć, że wzór zbacza, ale trudno, więcej już mi się nie chciało pruć...

To znaczy - tak na sam koniec też doszło do prucia. Bo zabrakło troszkę włóczki i mogłam zakończyć tylko pół chustki... Więc znów sprułam ze 2 rzędy.
Ostatnie rządki, tam, gdzie już jest ciemnozielona są przerabiane z miedzianą, metalizowaną nitką, którą Tatuś kupował mi jakie 20 lat temu na bazarze od Rosjan. Jak dobrze mieć skarby i zapasy :D
Fajniej to wygląda na żywo - flesz chyba nie pokazuje jak należy miedzi, a szkoda...

***
A skąd nazwa? 
Oryginalny Multnomah to miejsce w Oregonie, lesiste, z wodospadami i przepiękne, sądząc ze zdjęć. Autorce projektu tak się spodobało, że nazwała chustę od tamtych lasów.

A jak ja mogę nazwać swoją wersję? Z racji zamieszkania - Puszcza Knyszyńska? No bez przesady...
Jasne, że to Brokuł :D 
Wygląda całkiem tak samo, jak brokułowe różyczki, nieco tylko zblanszowane wrzątkiem. No dobra, to mam chustę brokułową :D
Tu jeszcze "surowa", przed praniem:

A tutaj już uprana, w trakcie blokowania - zdecydowanie bardziej miękka, chyba też mniej gryząca.
***
Chustka jest kolejną rzeczą, o której mogę zupełnie nieskromnie powiedzieć, że to jedno z najładniejszych dziergadeł, jakie udało mi się popełnić.
Pasuje mi do bransoletki...
i do ulubionych kolczyków:
***
A tu odbiorca gotowego wyrobu i główny kontroler jakości, Gacunio. Czarny kolor futerka zwykle źle wychodzi na zdjęciach, więc kocio rzadko pozwala się fotografować.
Ale skoro na początku października mieliśmy 3. rocznicę pożycia, to wręcz wypada zamieścić w pierwszym wpisie także portret kociego obywatela.
***
No dobra, to jeszcze na deser śpiący Antoś. Z rączkami do góry. Ten gość mnie totalnie rozbraja :D



9 komentarzy:

  1. bardzo pladmnie ci ta chusta,. wyszla...a kolor boski..pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym powiedziała, że w kolorze mchu:) Pięknie się odcienie przenikają, a wzór pawich oczek jest jednym z moich ulubionych. No ale gryzienia, mimo wielkiego uroku rzeczy, nie udałoby mi się przeskoczyć... Jak Ty dajesz z tym sobie radę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak daję sobie radę z gryzieniem, to jeszcze nie wiem :)
      Ale chusta tak grzeje w plecki, że chyba i tak będę ją nosić namiętnie.

      Usuń
  3. Śliczna! Może i dziergasz po heretycku hahahahaha, ale super Ci idzie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja już się zachwycałam :-) i obiecałam, że spróbuję, ale te ażurki to jeszcze nie teraz, znowu mnie entrelac porwał, heh

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że praca wymagała ciągłego prucia, ale efekt końcowy jest super. Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy. Życzę kolejnych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za komplement. A na żywo jest ładniejsza :)

    OdpowiedzUsuń